Ze względu na korzystne układy rodzinne, tegoroczny urlop spędziliśmy w Holandii, zahaczając także o piękne historyczne miasta Belgii. W wiosce Giethoorn, położonej w środkowo północnej części Nederlandów doznałam przeniesienia w nieznaną mi dotąd miniaturową, kolorową, wręcz surrealistyczną krainę spokoju, hortensji i wody. Zadbane, niewielkie, kryte strzechą kolorowe domki…zielone wysepki…wąskie kanały i jeziorka, które stanowią szlak komunikacyjny po wiosce…drewniane łukowate mostki…soczystość i wielkość nadwodnych roślin…i ten raj dla moich wszystkich zmysłów… HORTENSJE!
Zapewne z powodu wodnych preferencji, hortensje ogrodowe mają tu wymarzone warunki, kwitną w oszałamiającej gamie kolorów, wielkości i odmian. Kalejdoskop barw od głębokiego biskupiego, przez szafiry, mauve, pudrowe róże i biele dostarcza tak wiele radości i wizualnych rozkoszy, że w ogóle nie miałam ochoty wypływać łódką z Giethoorn. A najchętniej, za przyzwoleniem właścicieli oczywiście, uszczknęłabym po małej gałązce tych oszałamiających piękności do udomowienia we własnym ogrodzie.